Odwiedzin :

środa, 31 lipca 2013

Rozdział 11: Kłamstwo popłaca. Śmierć nadchodzi...


Oczami Klary.

    Najgorsze są sny, sny które siedzą w twojej głowie mimo wszystko. Pamiętasz je. Pamiętasz je jak pierwszy pocałunek. Mimo twoich starań zawsze będą siedzieć w twojej głowie. Zawsze będą twoją cząstką w podejmowanych decyzjach. Nie uciekniesz... One już tu są i zawsze będą.

   -Czemu mi to robisz? - Krzyknęłam do Łukasza który stał ze spuszczoną głową. - Co ty chcesz osiągnąć? Nie możesz od tego uciec rozumiesz!? To zawsze będzie z tobą.
-Nie jeśli z tym skończę na dobre. Nie rozumiesz? - Nagle spojrzał się prosto w moje oczy. - Nie daje sobie rady... to...
-Czy ty myślisz że jak Kamil wyzdrowieje to sobie da rade z myślą że ciebie już nie ma?- Uniosłam brwi do góry i podeszłam bliżej niego. - Nie waż się nam tego zrobić...
-Będzie wam lepiej. Jestem tylko tą cząstką która jest błędem w systemie. Trzeba ją usunąć bo rozejdzie się jak wirus. - Spuścił głowę i chwycił moją chłodną dłoń. Spojrzałam się na nasze ręce i cicho westchnęłam przymykając oczy.
-Nie zostawiaj mnie samej. Potrzebuję wsparcia z czyjejś strony. - Oparłam się czołem o jego klatkę piersiową i chwyciłam jego drugą dłoń.
-Nie chce być niczyim wsparciem... - Cofnął się i odwrócił w stronę drzwi. - Jeszcze tu wrócę. Muszę tylko... Poukładać sobie to wszystko. - Szepnął i wyszedł zostawiając mnie samą w moim pokoju.

-Czyli że się przeprowadzamy? - Uniosłam brwi do góry patrząc się na matkę która właśnie pakowała swoje rzeczy.
-Tak. Przepraszam że ci dopiero dzisiaj mówię ale nie miałam okazji... - Uśmiechnęła się do siebie a ja przekręciłam oczami. No jasne że nie miałaś, w końcu teraz jest ważniejszy George od własnej córki. Poszłam do swojego pokoju który był zawalony pustymi pudłami i rzuciłam się na łóżko. To wszystko już nawet odrobinę nie przypomina mi mojego dawnego życia. Sięgnęłam po telefon i wykręciłam numer do Natki. Gdy odebrała jej mama rozłączyłam się i położyłam telefon na półce nocnej. Wstałam i zaczęłam się pakować.


*Oczami Łukasza
    -To wszystko było zaplanowane. - Odpowiedział Grubas uśmiechając się złowieszczo - Nie przejmuj się, Stary może kopsnie ci z pięć procent zysku. Albo i nie... - Grupka typków zaczęła się śmiać gdy jeden klepał mnie po plecach. - Bywa no... A teraz leć z podkulonym ogonkiem do mamy niech ci zmieni pieluszkę. - Ponownie zabrzmiał ich szyderczy śmiech na sali. Sparaliżowany stałem tak i słuchałem ich głupich tekstów które i tak wlatywały jednym uchem a wylatywały drugim. Nie czułem bólu... Czułem jedynie metaliczny smak w moich ustach. Dopiero gdy wytarłem kącik ust o rękaw zrozumiałem że to krew. Ale skąd ja ją mam w buzi? Rozejrzałem się ledwo przytomny i dopiero gdy zobaczyłem zbliżającą się pięść zrozumiałem co się dzieje.

   Ocknąłem się gdzieś 4 godziny później pod przystankiem. Ledwo widzący na oczy spojrzałem się na swoje ubranie całe we krwi.
-Teraz pytanie czy to wszystko to moje... - szepnąłem i powoli wstając sięgnąłem po telefon z kieszeni. Wybierając numer naszły mnie słowa grubasa sprzed kilku godzin. Przełknąłem głośno ślinę i usłyszałem jej głos.
-Czego chcesz... To nie odpowiednia chwila, Łukasz jestem u Kamila. Wiesz że on...
-Tak wiem – Urwałem jej i zmieniłem od razu temat. - Musisz mi pomóc. Jestem na północnym przystanku. Nie dam rady dojść sam. - Spojrzałem na swoje odbicie w oknie tramwaju. - Fajnie by było jak byś się pospieszyła nie wiele mam czasu. - Spoglądając na zegarek nerwowo podrapałem się za uchem. - Potrzebuję cię... 



...................................................................................................................

Taaaa... Podobało się Karolinko? XD
Bardzo by mi było miło jak byście dali znać w komentarzach że to czytacie.Wtedy od razu chce się pisać dalej : D