Odwiedzin :

środa, 3 kwietnia 2013

Rozdział 9: "Ja ciebie też"


Trzy tygodnie później.

Oczami Klary.

    -Jak to jest w szpitalu? - Wychrypiałam.
-Nie wiem... też się dopiero teraz dowiedziałam.- Szepnęła cicho mama sięgając po kluczyki. - Jedziesz ze mną? - Stanęła naprzeciwko mnie. - Jeśli chcesz... - Zmierzyłam ją wzrokiem od dołu do góry i kiwnęłam przecząco głową.
-Jestem zmęczona... - Odparłam i poszłam schodami na górę. Gdy już dotarłam do swojego pokoju usłyszałam jak mama trzaska drzwiami. Wyjrzałam przez okno. Gdy z podjazdu zniknęło auto usiadłam zmartwiona na łóżku. Myślami wracałam do ostatnich tygodni chociaż nie powinnam tego robić. Mój chłopak... Kamil, właśnie jest w szpitalu a ja siedzę tutaj i myślę o czymś o czym nie powinnam.
-Boże jaka ja jestem głupia! - Krzyknęłam i położyłam się. Gdy tylko poczułam że coś jest pode mną, sięgnęłam po to i wyciągnęłam bluzę Kamila którą nadal miałam od tamtej nocy pamiętnej nocy. Od razu wróciły wspomnienia, wspomnienia o których zapomniałam przez ostatnie tygodnie a które tak nagle wróciły wraz z jego zapachem pozostawionym na pościeli i bluzie.

Miesiąc wcześniej.

    -Mam nadzieje że nie zniechęciłem cię do siebie poprzez tą randkę... bo... zależy mi... - Stanął naprzeciwko mnie i spojrzał głęboko w moje oczy. Uśmiechnęłam się w kąciku ust i zagryzłam dolną wargę.
-Nie mogła bym tą randkę nazwać czymś dobrym... Bo była lepsza od moich wcześniejszych randek więc ujmę to tak... - Westchnęłam i nieco speszona spojrzałam na jego unoszącą się co chwilę klatkę piersiową. Gdy nabrałam nieco odwagi znów patrzyliśmy sobie w oczy.- Było jak najbardziej idealnie... - Nie dokańczając mojego zdania chłopak przerwał mi.
-Klara... Ja sądzę... To znaczy wiem... - Serce mi podskoczyło. „Czy to właśnie ten moment?” Emocje mną zawładnęły, pocałowałam go nie zważając na to że właśnie chciał powiedzieć te idealne, magiczne słowa które może raz słyszałam z ust innego chłopaka. Wplotłam palce w jego włosy a on objął moje policzki swoimi chłodnymi dłońmi. Przez moje ciało przeszedł dreszcz pożądania. Powoli odchyliłam głowę w tył i szepnęłam.
-Ja Ciebie też. - Uśmiechnęłam się razem z nim i znów zaczęliśmy się całować.

Teraźniejszość.


    "Mogłam jechać razem z mamą...” Stwierdziłam w myślach i wstałam. Założyłam na siebie jego bluzę i zaczęłam rozkoszować się jej zapachem. Sięgnęłam po torbę i wybiegłam z domu w stronę szpitala. Mimo tego że zbierało się na deszcz i pozostało mi do przebiegnięcia kilka przecznic, biegłam... Nie pozwoliłam dopuścić do siebie myśli o Marko. Odpychałam je i myślałam tylko o Kamilu który właśnie leży na sali operacyjnej z myślą że tam jestem, blisko niego. Gdy byłam już blisko, zaledwie zostały mi do pokonania dwie ulice zaczął padać deszcz. „Świetnie” Jęknęłam i zaczęłam iść zdyszana. Stanęłam na przejściu i czekałam na zielone światło. W pewnej chwili poczułam czyjś oddech na swojej szyi a potem obejmującą mnie w pasie rękę. Pisnęłam i odwróciłam się. Strzeliłam facetowi z liścia w pysk i usłyszałam znany głos.
-Co ty robisz?! - Krzyknął Marko który złapał się za polik.
-Boże przepraszam! - Krzyknęłam zdenerwowana. - Nic ci nie jest? - Spojrzałam się na jego twarz.
-Nic poza śladem ręki na policzku. - Zdjął dłoń z policzka i się uśmiechnął. Już schylał się by mnie pocałować tymi swoimi różowymi delikatnymi... tymi jego wargami ale ja uciekłam po pretekstem zielonego światła.

     „Sala numer dwa, sala numer dwa, sala numer dwa” Powtarzałam w myślach szukając sali Kamila. Gdy ją znalazłam w poczekalni siedział jego ojciec, moja matka pocieszająca go i Łukasz sam nieco poturbowany. „Boże co tu się stało jak mnie nie było?” Zawołałam Łukasza skinięciem głowy. Gdy podszedł do mnie zaczęłam.
-Co się stało? - Spojrzałam na jego zmarnowaną minę. Chłopak nic nie mówił tylko spoglądał w podłogę. - Łukasz! - Krzyknęłam zdenerwowana.
-No co? - Odparł.
-Co tu się dzieje?! - Podniosłam ponownie głos a w jego oczach pojawiły się łzy.
-Miałem problemy i... i... poprosiłem go o pomoc... nie wyszło tak jak chcieliśmy... znaleźli nas... to znaczy go... i...
-I co?!
-No i porwali go! Myśleli że to ja bo wcześniej podałem się za niego. Oni, oni... Klara on nie przeżyje tego! Ja to wiem! To wszystko moja wina... To ja powinienem tam być. Podsłuchałem lekarzy, jego stan jest ciężki. On... Oni... - Przyciągnęłam go do siebie i przytuliłam, nie chciałam by się męczył.
-Uspokój się... - Szepnęłam cicho a on wtulił się we mnie.
-Boję się... - Wyszeptał.
-Ja też...

    Gdy tylko wybiła piąta nad ranem lekarze wyszli z sali operacyjnej a za nimi pobiegła moja mama. Po chwili jechał Kamil na łóżku. Nie poznała bym go gdyby nie to że wiedziałam gdzie on jest. Przewieźli go pod numer czterdzieści trzy. Gdy się tam przenieśliśmy wpierw wszedł jego ojciec i Łukasz. Usiadłam zmartwiona na krześle i czekałam na mamę. Po dwudziestu minutach wróciła i nie zwracając na moją uwagę weszła do środka. Przyłożyłam ucho do drzwi i nasłuchiwałam się rozmowie.
-Miał silny wstrząs mózgu. Nie wiedzą... potrwa. Mają nadzieje... Nigdy nic nie wiadomo...Przykro... - Nie słyszałam za wiele ale mogłam się wiele domyśleć. Łzy płynęły mi strumieniami po policzkach. Nagle wyszedł Łukasz zapłakany i gdy mnie zobaczył usiadł obok mnie, przytulił i razem ze mną zaczął płakać.
-To moja wina... moja wina... - Szeptał.







 _______________________________________

Wiem że długo to pisałam ale jakoś nie miałam do tego głowy. Dziś trochę pomieszałam ale następnym razem wszystko wyjaśnię. Nie wiem czy piszę to dla was czy dla siebie... W ogóle ktoś to czyta? :D Mam małą nadzieje że tak... Dobra to wszystko. Komentować.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz